środa, 12 lutego 2014

Rozdział 4-Znów to samo.

-To co, powiesz mi jak tu się znalazłam do cholery?-zapytałam i oderwałam nasze usta od siebie lecz nasze głowy nadal były blisko.
-Gdy szliśmy ktoś cię postrzelił w brzuch. Tak tu się znalazłaś i leżysz tu od 2 dni.-powiedział głascząc mój policzek. Od razu wiedziałam że to Simon. Miałam ochotę z tond wyjść i go zapierdolić. Jak coś zrobi Lou to go kurwa zapierdole że pójdę siedzieć.
-Kiedy z tąd wyjdę?-zapytałam z łzami w oczach lecz nie dałam im spłynąć.
-Chyba nawet dzisiaj-powiedział całując mnie czule w czoło. Naglę weszła pielęgniarka. Szybko zeszłam z kolan bruneta i położyłam się na łóżku. Chyba nas nie zauważyła ponieważ bardzo szybko się normalnie położyłam.
-Przepraszam-powiedziałam nieśmiało.
-Tak?-zapytała podchodząc do mnie.
-Kiedy wyjdę?-zapytałam
-Dziś. Musi pani tylko to podpisać.-podała mi jakieś papiery. Szybko przeczytałam i podpisałam.
-Dobrze. Tam są pani rzeczy.-powiedziała i wskazała na pokój obok. Weszłam tam i zobaczyłam rzeczy które przyniósł mi Loui. Uszykował mi czarne rurki, biały podkoszulek i dżinsową koszulę. Gdy byłam w samej bieliźnie wszedł brunet. Obią mnie od tyłu.
-Wiesz że jesteś bardzo chuda?-powiedział po cichu gdy patrzeliśmy w moje odbicie w lustrze. Jak ja mogę się mu przyznać że mam anorekcje? Ja się boję. Ogólnie jak mam bluzkę to tego nie widać.
-Nie mogę ci powiedzieć-powiedziałam a z moich oczu spłynęły.
-Dlaczego?-szepnął mi do ucha.
-Bo odejdziesz-powiedziałam ze łzami w oczach. Odwrócił mnie do siebie i przytulił. Głaskał moją głowę. Przy nim czułam się bezpiecznie. Zabiłabym się gdyby odszedł. Najważniejsza osoba w moim życiu odejdzie jak się o tym dowie. Ale też może zostać i mi pomóc. Ja się tak boje.
-Nigdy cię nie zostawię.-powiedział do mojego ucha.
-Nie mogę. Boje się.-powiedziałam ze łzami. On mnie zostawi! Ja tego nie chce! W mojej głowie rozgrywał się istny chaos. Nie wiedziałam co myśleć. Powiedzieć czy nie? A jak powiedzieć to jak?! Ja kurwa nie mogę.
-Przepraszam.-powiedziałam i zaczęłam się ubierać. Ja nie mogę zbyt się boję że go stracę. Ubrałam przyszykowane rzeczy i rozczesałam włosy. Wzięłam torbę i wyszłam. Chyba nawet nikt mnie nie zauważył. Niestety wyszłam już bez Louisa.
-Czemu ty kurwa to zrobiłaś?-powiedziałam do siebie po cichu gdy siedziałam sama na ławce w parku cały czas płacząc. Wyjęłam telefon i napisałam wiadomość "Przepraszam" i wysłałam do bruneta. Gdy ją wysłałam rozryczałam się jak małe dziecko. Zdjęłam kujonki aby mi nie przeszkadzały w ocieraniu łez. Ruszyłam do domu. Gdy tylko weszłam do mieszkania wzięłam kartkę i długopis. I napisałam to co czułam.
*Przepraszam cię. Ja nie umiem tak żyć. Boje się że cię stracę. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Nikt nigdy mną się nie zaopiekował tak jak ty. Zbyt cie kocham. Nie chce popełniać tego samego błędu co moja mama. Mój tata ją zdradzał a on go za mocno kochała i nie mogła się z nim rozstać. Gdy on ją porzucił popadła w depresję. Wiem że obiecałam ci nie robić głupstw ale mam w genach to że za mocno kocham. Proszę cię nie wiń siebie. To wszystko przez niego. Przez niego zaczęłam się ciąć, głodzić i nie umiałam normalnie funkcjonować. Dziękuje ci za wszystko co zrobiłeś. Zawsze cię kochałam i kochać będę. Przepraszam Louis*
W tym momencie wzięłam w dłoń tą zasraną żyletkę. Zadzwoniłam do Lou.
-Proszę przyjedź-powiedziałam szlochając.
-Dobrze zaraz będę.-powiedział i się rozłączył. Dopisałam tylko w rogu kartki "Kocham Cię". Przecięłam żyły jak najmocniej. Wszystko aby już zginąć. Zakrwawioną żyletkę położyłam obok listu. Louis wtedy wszedł. Przeczytał list i się rozpłakał.
-Czemu to kurwa zrobiłaś?-wykrzyczał. Wziął telefon i zadzwonił po karetkę.
-Proszę cię nie umieraj. Proszę.-powiedział do mnie.
Nie pamiętam co było dalej. Obudziłam się w szpitalu. Zobaczyłam że leży na mnie list. Otworzyłam i przeczytałam.
*Mam nadzieje że to przeczytasz. Nie możesz mi tego zrobić. Ja cię zbyt kocham. Cokolwiek by z tobą było ja ci pomogę, nawet jak masz raka, anoreksje czy cokolwiek innego to będę przy tobie. Każdego kto cię spróbuję skrzywdzić zabiję. Ja będę czekał w szpitalu dopóki się nie obudzisz albo nie powiedzą mi że umarłaś. Ja cię kocham.
Louis*
Poryczałam się. Zaznaczyłam tylko słowo "anorekcja" i dopisałam na dolę "przepraszam że nie chciałam ci powiedzieć". Akurat przechodziła pani.
-Przepraszam-powiedziałam.
-Tak? W czym mogę pomóc?-powiedziała miłym głosem.
-Czy może pani dać tą kartkę chłopakowi z niebieskimi oczami i brązowymi włosami z grzywką? Ma na imię Louis.-zapytałam i podałam jej kartkę.
-Oczywiście-powiedziała i wyszła.
Spojrzałam na swoje ręce. Były całe w bandażach. Boje się że to do mnie wróci. Oby nie. Po 10 minutach przyszedł na salę Louis. Usiadł koło mnie i patrzył w moje oczy.
-Czemu mi nie chciałaś powiedzieć-zapytał
-Bałam się. Bałam się że stracę najważniejszą osobę w moim życiu.-powiedziałam z łzami w oczach. Czemu ja kurwa nie umiem udawać silnej? On tylko mnie przytulił i powiedział.
-Proszę, już nigdy więcej.-powiedział tuląc mnie.Pocałował mnie bardzo namiętnie.
-Przepraszam cię Louis.-powiedziałam i stykaliśmy się czołami. On znów mnie pocałował. Jak to możliwe że zwykła wymiana śliny może być tak przyjemna? Przez to nauczyłam się że nie warto umierać jak ma się kogoś bliskiego, kogoś kogo się kocha. Po tym dużo gadaliśmy. Następnego dnia wyszłam ze szpitala. Wróciliśmy oboje do domu, a Louis zrobił kakao. Oczywiście usiedliśmy na schodach, tylko że teraz ja siedziałam na nim i się całowaliśmy. Czy w końcu znalazłam szczęście? Nie wiem przekonam się.



Witam już w 4 rozdziale opowieści. Mam nadzieję że będziecie płakać jak moja przyjaciółka której to wysłałam przed publikacją. Zapraszam do komentowania :)

1 komentarz: