*Zeszłam po cichu do salonu. Nigdzie nie mogłam znaleźć swojej mamy. Ostatnie miejsce to była garderoba, moja mama spędzała tam dużo czasu. Weszłam do pokoju i ujrzałam mamę która siedziała przy biurku i trzymała w ręce pistolet przystawiony do głowy. Ostatnie co zrobiła to przysunięcie w moją stronę list gdzie było całe wyjaśnienie czumu to robi. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje.
-Przepraszam cię kochanie, kocham cię- w tym momencie po domu rozległ się głos szczału. Z moich oczu spłynęły duże łzy. Uklękłam na podłodze i płakałam. Nie mogłam uwierzyć że jedyna osoba przez którą miałam powód do śmiechu właśnie popełniła samobójstwo. Po 1 godzinie przyjechała policja i pogotowie. Oddano mnie do domu dziecka. Było tak samo jak w przedszkolu, podstawówce i gimnazjum. Nikt mnie nie lubił, nic nie mówiłam i starałam się nie mieszać w kłótnie. Wtedy znalazłam maszynkę do golenia w łazience. Wyjęłam z niej żyletkę która wtedy stała się moim najlepszym przyjacielem i tylko ona umiała mi pomóc. Schowałam ją do kieszeni i schowałam pod poduszkę. Tej samej nocy zadałam sobie pierwsze rany na rękach, wtedy zaczęłam nosić bransoletki, nie było widać tego że jestem zepsuta psychicznie. Moje myśli się kłócił, w mojej głowie panował istny chaos. Od śmierci mojej rodzicielki nie odezwałam się ani słowem. Gdy tylko chciałam coś powiedzieć zaczynałam płakać. Nigdy się nie pogodzę z tym że jej nie ma.*
Nadal się z tym nie pogodziłam. Teraz przez Lou jestem już trochę bardziej spokojna ale w mojej głowie nadal jest jedno pytanie "Dlaczego?". Nadal nie wiem czemu to zrobiła, jaka była tego przyczyna. Teraz chciałam tylko mieć przy sobie swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, ale obiecałam że już nigdy tego nie zrobię. Wtedy przed moimi oczami pojawił się dość wysoki budynek. Weszłam na dach budowli i siedziałam na krawędzi. Patrzyła na tych wszystkich szczęśliwych ludzi którzy tam spacerują, śmieją się i mają te durne uśmiechy na twarzy. Tylko ja jestem taka inna. Wtedy w mojej głowie zagościło nowe pytanie "Dlaczego on wybrał właśnie ciebie?". Z jakiego powodu Lou mi chcę pomóc, z jakiego powodu wtedy mnie wysłuchał i został przy mnie. Dlaczego? To pytanie ciągle siedzi w mojej głowie od zawsze. Denerwuję mnie to że czasami nie mogę wiedzieć czemu ludzie coś robią. Chciała bym znać odpowiedź na to jedno pytanie które zadręcza mnie od 8 lat. Już 8 lat niewiedzy i życia bez mamy. Nadal sądzę że jest koło mnie i wie co robię. Płaczę jak jest mi źle, śmieje się gdy jestem szczęśliwa i na pewno miała duży uśmiech gdy spotkałam Louisa.
Nad tym myśleniem spędziłam całe 5 godzin. Jeszcze chwilę tak posiedziałam i myślałam. Nagle wybiła 23, było strasznie zimno i późno. Po ulicach już nikogo nie było, ludzie zamykali restauracje, tylko ja siedziałam na dachu jakiegoś budynku, sama w ciemnościach osiedla. Jedyne światło dawały mi lampy które oświetlały bardzo mało miejsca. Postanowiłam podłożyć sobie bluzę pod głowę i spać tu. Nie chciałam wracać do domu, nie miałam na to zupełnej ochoty. W tym momencie usłyszałam dźwięk mojego telefonu, dzwonił Lou, pewnie się martwi. Szybko odebrałam.
-Hej Kat, gdzie jesteś, martwię się-powiedział szybko, zmartwionym głosem.
-Nie wrócę dziś, nie martw się nic mi nie jest, chce być sama-powiedziałam z łzami w oczach.
-Dobrze pa-powiedział a ja zobaczyłam że ktoś wyłania się z drugiej strony dachu. To był Loui z uśmiechem na twarzy. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Matko znów wtulona w jego ciało, tego mi brakowało przez cały dzień.
-Co się stało- zapytał nadal mnie tuląc. Podałam mu telefon z wiadomościami od Simona. Brunet spojrzał na nie i przeczytał. Oddał mi telefon i mnie pocałował.
-Nie pozwolę na to-powiedział.
-Tu nie chodzi o to, to co napisał o mojej mamie, przypomniałam sobie wszystko, przypomniałam sobie te całe 4 lata w sierocińcu, to wszystko wróciło. Proszę pomóż mi, błagam.-powiedziałam z spuchniętą twarzą od płaczu.
-Dobrze-powiedział a wszystkie łzy które spływały po mych policzkach lądowały na jego czarnej, skórzanej kurtce. Louis oddał mi skórzany materiał aby nie było mi zimno, w końcu było na minusie a ja się trzęsłam z zimna. Gdy byłam wtulona w jego ciało zasnęłam.
Byłam w lesie. Coś lub ktoś mnie gonił/goniło. Szybko uciekałam. Obijałam się przez gałęzie drzew które pozostawiały rany na mych odkrytych nogach i rękach. Nagle zobaczyłam moją mamę stojącą na środku łąki, pobiegłam do niej jak najszybciej. Mocno uścisnęłam rodzicielkę, poczułam spokój i bezpieczeństwo. Nie trwało to zbyt długo, w sekundę mój świat runął. Osoba którą przytulałam zniknęła, wraz z nią cała łąka, drzewa i cudne zwierzęta zamieszkujące w lesie. Po chwili znalazłam się w białym pokoju, był to psychiatryk. Oszalałam. Krzyczałam, kopałam, płakałam i próbowałam się wydostać, na nic. Zaczęłam się ranić, dookoła nikogo nie było, tylko ja, biały pokój i materac na którym spałam, nie zabrakło żyletki mojego najlepszego przyjaciela. Zgubiłam się w życiu, nie umiałam normalnie funkcjonować, byłam szaleńcem, psychopatą. Nagle drzwi się otworzyły. Rzuciłam wszystko, wstałam, otarłam łzy i wybiegła. Na zewnątrz wszystko było inne. Czułam się tam nie komfortowo, lecz naglę ktoś wyciągnął do mnie dłoń, chwyciłam ją i znalazłam się znów na łące, byłam szczęśliwa i radosna. Nie trwało to długo. Nagle twarz mi zbladła a z oczu zaczęły lecieć łzy, wszytko na około zaczęło się do mnie zbliżać, nie umiałam stamtąd uciec. Byłam sama z problemami.
Obudziłam się w swoim łóżku z krzykiem. Moje durne sny! Jak by sen nie mógł by być o króliczkach na łące?! Szybko wstałam i pobiegłam na dół po telefon. 12:34. Nie jest tak źle. Ruszyłam do kuchni robić śniadanie.
-Kurwa...nie ma mleka i bułek.-powiedziałam sama do siebie po cichu. Weszłam do korytarza gdzie były buty i kurtki. Założyłam parę trampek i zdjęłam szarą bluzę z wieszaka i założyłam na siebie. Wyszłam z domu i ruszyłam prostym krokiem do pobliskiego sklepu. Szłam spokojnie chodnikiem. Naglę ktoś mnie złapał za rękę i zakleił mi usta taśmą. Wsadził mnie do bagażnika i wcisnął pedał gazu. KURWA KAT TY ZOSTAŁAŚ PORWANA DZIEWCZYNO! Po chwili poczułam wibrację w jednej z kieszeni, telefon mi dzwoni. Po wielu próbach udało mi się go wyciągnąć i odebrać. Zaczęłam krzyczeć tak głośno aby dzwoniący i porywacz mnie usłyszeli.
-Przymknij się!-usłyszałam znajomy głos, oczywiście należał do...
Przepraszam że skończyłam właśnie w takim momencie ale chciałam abyście podali swoje propozycję w komentarzach kto mógł porwać Katrine. Mam nadzieję że podobał wam się rozdział, ponieważ bardzo długo nad nim pracowałam, lecz moim zdaniem i tak mi nie wyszedł najlepiej. Pisałam go 5 razy i te 4 poprzednie próby były jeszcze gorszę. Zapraszam do komentowania ♥